Asset Publisher Asset Publisher

Poetycki jesiennik

POETYCKI JESIENNIK

 

Wszyscy nie raz i nie dwa słyszeliśmy o mimozach zapowiadających początek jesieni, podczas której o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny. Spójrzmy, jak jeszcze polscy pisarze zilustrowali tę jakże piękną i tajemniczą porę roku:

 

I ty, mój czytelniku,

 Powoli, powoli czytaj

 Wielkie lato umiera

 I wielką jesień wita

Julian Tuwim

 

Raz staruszek, spacerując w lesie,

 Ujrzał listek przywiędły i blady

 I pomyślał: - Znowu idzie jesień,

Jesień idzie, nie ma na to rady!

Andrzej Waligórski

Jesienne niebo słodkie, pełne łaski

spowite w szal kaukaski,

                                                                    przez drzew bezlistnych rozszczepione pędzle

przeciąga różową frędzlę.

Maria Pawlikowska Jasnorzewska

 

 

Jesień po lesie chodzi zagadkowa

 Na ucho buka śpiewa pieśń miłości

 I łza się kręci w oku października

 Bo dziś październik umiera z zazdrości

Adam Ziemianin

 

 

 

O, jakie rzewne widowisko:

 Czerwone liście za oknami

 I cienie brzóz, płynące nisko

 Za odbitymi obłokami.

Jan Brzechwa

 

 

Chmiel na rogach jelenich

 usechł już i się sypie;

 w szybach tyle jesieni,

 w jesieni tyle skrzypiec,

 a w skrzypcach, byle tknięte,

 lament gada z lamentem.

Konstanty Ildefons Gałczyński

 

 

 

Była to złota, dojrzałością pachnąca jesień. Najpiękniejsza z pór roku, zadumana pogodną zadumą zrozumienia i ciszy, wspaniała w mądrym uśmiechu do opadających z niej złotych i purpurowych liści, w uśmiechu do przemijającego porywu wiosennej młodości i rozkwitu lata. Najmądrzejsza z pór roku, zapatrzona w głębię tajemnic natury, spokojna, że znowu przyjdzie kwiecisty szych wiosny i znowu bujna radość lata, by przygotować jej odwieczny powrót, powrót ciężarnej nowym płodem jesieni, że znowu odda go światu, a sama, wolna już od trosk, zanurzy się w pogodzie rozmyślań.

Z bladobłękitnego stropu znikły już dawno klucze żurawi. Odleciały stada ptactwa koczowniczego, a w wysokich koronach drzew wróble odbywały swe hałaśliwe wiece, jakby naradzając się, czy zostać, czy też pofrunąć w ślad za tamtymi.

Tadeusz Dołęga-Mostowicz

 

Bór był ogromny, stary — stał zbitą gęstwą w majestacie wieku i siły, drzewo przy drzewie, sama sosna prawie, a często dąb rosochaty i siwy ze starości, a czasem brzozy w białych koszulach, z rozplecionymi warkoczami żółtymi, że to jesień już była. Podlejsze krzewy, jako leszczyna, to karłowata grabina, to osiczyna drżąca tuliły się do czerwonych, potężnych pni tak zwartych koronami i poplątanych gałęziami, że ino gdzieniegdzie przedzierało się słońce i pełzało niby złote pająki po mchach zielonych i paprociach zrudziałych.

Władysław Stanisław Reymont

Zebrał: Marek Szeluch